piątek, 6 lutego 2015

Wywiad z Łukaszem Radeckim, autorem zbioru opowiadań "Horror klasy B"




Łukasz Radecki to jeden z najbardziej uznanych pisarzy grozy w naszym kraju, a przy okazji prawdziwy człowiek orkiestra. Jest nie tylko pisarzem, ale i poetą, muzykiem, redaktorem. Wydał zbiór poezji "Ad Noctum (1998), opowiadań "Kraina bez powrotu: Opowieści niesamowite" (2009), a wraz z Kazimierzem Kyrczem Jr. zbiór "Lek na lęk" (2011) i Robertem Cichowlasem "Pradawne zło" (2014). Lista publikacji jest jeszcze dłuższa. W 2013 roku miały premierę dwa tomy cyklu "Bóg Horror Ojczyzna": "Złego początki" i "Wszystko spłonie". Ponadto Radeckiego przeczytać możemy również na łamach Grabarza Polskiego czy portalu horror.com.pl. Fani muzyki metalowej mogą w przerwach między jedną a drugą lekturą posłuchać autora na koncertach zespołów ACRYBIA, DAMAGE CASE i WILCY. 


Z okazji premiery swojego ostatniego zbioru opowiadań „Horror klasy B”, Łukasz opowiedział nam o tym co go kręci i dlaczego są to akurat tanie horrory i groszowa literatura, powspominał czasy, kiedy VHSy były szczytem marzeń każdego kinomana, oraz podzielił się swoimi przemyśleniami na temat tego czego brakuje współczesnej kulturze grozy. 



1. Ok, zacznijmy nieco klasycznie: pierwszy horror i pierwsza książka grozy, które naprawdę przestraszył Cię w dzieciństwie to...? 


Skoro klasycznie, to klasycznie. „Mucha” Davida Cronebrga. Poszedłem na to do kina jako małolat, przedarłem się przez kasjerkę, która zmierzyła mnie wzrokiem w stylu: „sam się o to prosisz, młody”. Wybrałem ten film, bo miała to być randka, ale zostałem wystawiony do wiatru, więc postanowiłem obejrzeć go sam. W sali byłem chyba tylko ja i grupka nastolatków, dużo wówczas ode mnie starszych. Sam film może nie był aż tak przerażający, ale gdy bohater grany przez Jeffa Goldblooma zaczął się zmieniać w tę ohydną muchę... Obrzydliwość. Pierwszy i ostatni raz w życiu zasłaniałem sobie oczy, wtulałem się w fotel i nie mogłem potem spać, bo co zamknąłem oczy, to widziałem odrażającą twarz Brundle'a. Książka? Pierwszy był na pewno „Manitou” Mastertona, ale to akurat mnie się podobało. Przestraszył mnie „Szatański pierwiosnek” Guya N. Smitha, może dlatego, że jednym z bohaterów było tam dziecko? Ja wiem, że to kiepska książka, ale jako jedenastolatek miałem potem problemy z zaśnięciem.


2. No to ciekawe w takim razie czy byłeś jednym z tych dzieciaków, którzy oglądali i czytali horrory po kryjomu przed rodzicami, czy raczej nie było u Ciebie tego problemu? 


Horrorów nie mogłem oglądać, problem był nawet z brutalniejszymi filmami sensacyjnymi i... westernami. Za to w przypadku książek miałem pełną swobodę. Czytałem co chciałem i kiedy chciałem. Czyli w zasadzie bezustannie. 



3. Skoro jesteśmy już przy temacie dzieciństwa, to co najmilej wspominasz z tamtych czasów i czego dzisiaj najbardziej Ci brak w kulturze grozy? 


Okładki. Ohydne, odrażające, często nie dające pola do manewru dla wyobraźni. Niewielkie książeczki z tandetnymi rysunkami i charakterystycznie napisanymi tytułami leżały na wystawach w kioskach ruchów. To samo było w wypożyczalniach kaset video, gdzie wystawione na półkach horrory przykuwały moją uwagę. Było w tym coś upiornego, ale i niesamowitego, istniała też jakaś ciekawość, co to właściwie jest, co kryje się za tą okładką. Dzisiaj, w dobie internetu nie ma już niedopowiedzeń. Obrzydliwe obrazki zobaczę po wpisaniu dwóch wyrazów w google, a dowolny film czy książkę można sobie ściągnąć. Szczególnie filmowy horror wciąż jest niszowy i pogardzany, ale jednocześnie ogólnie dostępny. No i ta wyobraźnia twórców, czy raczej jej brak. Oglądając filmy typu „House”, „Phantasm” czy „Evil Dead” zachwycałem się nie tyle co fabułą i wykonaniem, ale nieograniczoną pomysłowością scenarzysty i reżysera. Powiedzmy sobie szczerze „Hellraiser” czy „Nightmare on Elm Street” nie są wybitne, ale jakże oryginalne! A dziś? Dziś horrory to tylko brutalność i cyfrowe efekty specjalne. Czego więc mi brakuje? Serca i duszy. I gumowych kostiumów (śmiech).



4. Czytając twoją książkę od razu rzuca się w oczy nie tylko klimat kina grozy, ale i tych groszowych horrorów, którymi namiętnie w młodości zaczytywał się sam Stephen King, stawiając tym samym swoje pierwsze pisarskie kroki. Jak było z tym u Ciebie? Inspirowałeś się jakimś konkretnym autorem? 


Nie, chciałem wręcz uniknąć podobieństwa do jakiegokolwiek autora. Dlatego też zwlekałem sporo z wydaniem tego zbioru, by mieć pewność, że dysponuję już chociażby zalążkiem własnego stylu. Niemniej cel był jeden, napisać coś w stylu właśnie tych starych, tanich horrorów, które czytałem w młodości. Punktem wyjścia zaś była moja miłość do gatunku, rozliczenie z wieloma filmami, przez które traciłem noce, znajomości, związki. Jak pewnie zauważyłaś, nie jest to miłość ślepa, ale daleko mi do autorów nadymających się „jakie to nie wspaniałe i dopracowane zbiory opowiadań stworzyli”. Napisałem programowo złą książkę. Celowo. I co więcej, większość jej błędów wytknąłem w niej sobie sam.


5. Kilku twoich bohaterów prześciga się w pomysłach na najciekawszy scenariusz horroru. Nie myślałeś kiedyś o tym, aby samemu pobawić się w kręcenie filmów? 


Kiedyś myślałem, oczywiście. Do dziś czasem przejdzie mi przez głowę myśl, żeby zrealizować choćby krótką etiudkę. Ba, jedną nawet zrobiliśmy ze znajomymi jakieś piętnaście lat temu. Nazywało się to „Śmierć przed świtem” i nie nadaje się do niczego, poza sentymentalną podróżą czwórki realizatorów. Ciekawe, czy jeszcze gdzieś jest ten VHS? (śmiech) Gdybym jednak teraz miał się w to bawić... Nie mam na to czasu, a już na pewno umiejętności. Wbrew pozorom nie jest to tak łatwa sprawa jak wydaje się wielu ludziom, czy bohaterom mojej książki. Swoje aktorsko-reżyserskie zapędy ograniczam do teatru dziecięcego, który prowadzę. 


6. Twoja książka to prawdziwy zbiór cytatów, aluzji i tropów odnoszących do kina grozy klasy b. Kierowałeś ją do ludzi pamiętające tamte czasy i tamte premiery, czy może do młodego odbiorcy, który z tą kulturą dopiero się zapoznaje? Gdybyś miał zdecydować to nazwałbyś swoją książkę nostalgiczną podróżą czy może przewodnikiem dla młodego pokolenia? 


Zdecydowanie podróżą nostalgiczną. I nie tylko, bo jest to poniekąd rozliczenie z tą całą tandetą, którą karmiłem się przez lata. Jest to też niejako mój manifest, że ja wiem, że to jest zły horror. Ale o to w tym właśnie chodzi. Udowadniać nic młodszym odbiorcom nie muszę i nawet nie chcę. Dowodem jest tutaj choćby „Pradawne zło”, które napisałem z Robertem Cichowlasem. Tu też od początku założyliśmy horror klasy b. I ci, którzy go rozumieją, docenili ów fakt, bo dostali dokładnie to czego oczekiwali. Jeśli jednak sięgnęły po tę książkę wrażliwe dziewczynki znające się na kilku książkach Kinga i sadze Zmierzch, to musiały przeżyć szok kulturowy (śmiech). Oczywiście, jeśli ktoś odnajdzie dzięki mojej książce parę interesujących tytułów, to będzie mi miło, ale nie ukrywajmy – nie wspominam tam o niczym wyjątkowym. Ot, klasyka horroru i jego podgatunków. 



7. Kultura grozy traktowana jest w Polsce po macoszemu. Wydanie jakiejkolwiek książki o horrorach graniczy z cudem, a co dopiero takiej jak twoja, która opowiada o - najbardziej pogardzanym przez jednych, ale i uwielbianym przez drugich - nurcie kina grozy. A jednak się udało. Jak myślisz, dlaczego tak ciężko jest się przebić u nas autorom tego typu literatury? 


Rzeczywiście, nie jest lekko, ale muszę zauważyć, że jest znacznie lepiej niż dziesięć lat temu kiedy zaczynałem pisać. Dziś możemy mówić o polskiej scenie grozy, środowisku, które w większości przypadków się wspiera. Powstaje coraz więcej wydawnictw, które ryzykują i inwestują w ów gatunek. Niektóre z większych też patrzą coraz przychylniej. Z czego jednak wynika problem z przebiciem się? Po pierwsze, z naszej kultury – my, Polacy, nie przepadamy za horrorami. Nie mamy takiej kultury grozy jak dajmy na to Wielka Brytania, czy Francja. Znaczy, mamy, ale nie jest ona tak rozpowszechniona. My jesteśmy narodem, który musi się nad sobą użalać. Powstania pamiętamy te, które nam nie wyszły, Romantyzm gloryfikujemy jako mesjanizm, nie zalążek polskiej literatury grozy. Stąd wrogość i pogarda do tych, którzy się decydują na horror. Również ze strony środowiska fantastycznego. Druga sprawa to jakość. Wielu twórców nie może się przebić, bo tworzy rzeczy wtórne i słabe. Powtarzanie tego co było na zachodzie nie ma sensu, bo to inna mentalność, która trafia u nas do nielicznych. I większość tych nielicznych pisze. Dochodzi do tego jeszcze wiek... Wiele rzeczy wydaje się dobrych, bo zebrały poklask na forach, czy wśród znajomych. Ale nawet średni horror musi mieć jakieś zakorzenienie w życiu, a więc coś z tego życia trzeba przeżyć. Studia to nie wszystko (śmiech). Oczywiście od reguły są wyjątki i znam co najmniej kilku naprawdę młodych i naprawdę dobrych polskich autorów. I powtórzę, dziś jest zdecydowanie lepiej. Są autorzy, których wstydzić się nie musimy, są możliwości, których jeszcze kilka lat temu nie było.


8. A czym tak naprawdę jest dla Łukasza Radeckiego horror klasy b i czym było pisanie tej książki? 

Dobrą zabawą. W obu przypadkach. Filmy i książki tego typu to czysty eskapizm, który nie wymaga wielkiego zaangażowania umysłowego, a po kilkunastogodzinnym dniu pracy, czasem potrzebny jest reset. Jedni wolą to załatwić za pomocą alkoholu czy imprez, ja w ten sposób. Dziś poziom kiczu jest nieco inny, dlatego jesteśmy karmieni potworkami w stylu „Sharknado”, „Megasnake” czy „Sharkctopus” i przyznam, że brakuje mi tego klimatu starych filmów, gdzie jednak dało się czasem znaleźć coś więcej niż goliznę i flaki. Może dlatego rzadko teraz oglądam filmy. Inaczej się ma z książkami, które wciąż łykam nałogowo, podśmiewając się czasem pod nosem. A pisanie tej książki to była podróż sentymentalna, do czasów, kiedy uciekałem ze spotkań, bo w telewizji leciał któryś „Piątek 13tego”, albo biegliśmy do kumpla, bo udało mu się wypożyczyć „Texas Chainsaw Massacre III”. Ja uwielbiam te filmy. Chociaż wiem jak są słabe. A może właśnie dlatego.


9. No właśnie. Zazwyczaj jednak ludzie nie są aż tak wyrozumiali dla tych filmów, przez co horrory klasy b w najlepszym wypadku spotykają się z niegroźną ironią, a w najgorszym z jawną krytyką. Jak przekonałbyś swojego oponenta do tego, że jednak warto dać szansę tym filmom, czy książkom? 


Nie wiem, czy w ogóle chciałbym przekonywać jakiegoś oponenta. Cały urok klasy b leży w tym, że jest niszowa i niedoceniana. Normalny widz nie przetrzyma seansu „Basket Case”, tak jak i nie dostrzeże geniuszu skrytego w „Dellamore Dellamorte”. Mogę Ci powiedzieć, co robię w sytuacjach gdy jakaś matka boi się, że jej dorastający syn ogląda horrory. Tłumaczę, że lepiej jak ogląda to, niż głupie komedie fekalno-seksualne, bowiem mniejsza jest szansa na to, że będzie latał z toporem niż puszczał gazy i wulgarnie zachowywał się przy kobietach myśląc, że to śmieszne. Poza tym, wspominałem o tym wcześniej – to jest eskapizm. Oglądanie czy czytanie czegoś, co jest tak kiczowate, przerysowane, że aż nierealne. Ja nie odczuwam strachu na horrorach, nie czuję obrzydzenia. Ja się denerwuję jak oglądam dramaty, nie mogę obejrzeć do końca większości melodramatów. Tam są emocje. Horrory klasy b to po prostu rozrywka. Na poziomie starożytnego Koloseum, ale jednak.


10. Jak twoi bliscy zapatrują się na twoje zainteresowania? Jesteś ojcem. Dzieci wiedzą o czym pisze ich tata :)? 

Synek jest jeszcze zdecydowanie za mały (śmiech). Starsza córka wie, bo widziała okładki. Oczywiście poza faktem, że są to straszne historie dla dorosłych, nie wie nic więcej. Im później się dowie tym lepiej. Na wszystko jest czas i miejsce. Ja w ogóle nie robię z tego sekretu, ale daleko mi do afiszowania się swoją twórczością.


11. Psychologowie prześcigają się w dowodzeniu tego jak zły wpływ na psychikę człowieka ma oglądanie brutalnego kina i jak często to właśnie takie filmy są powodami tragedii. Myślisz, że coś w tym jest, czy traktujesz to raczej jako sposób na uproszczenie problemu i zrzucenie winy na kogoś innego? 

Winę zawsze ponosi rodzic. To brutalne, ale to on zajmuje się wychowaniem. Błędy rodzica odbijają się w dziecku cały czas, przez całe życie. Widzę to po sobie, widzę po błędach jakie ja popełniłem jako tata. Mam w szkole ucznia, który od dawna ogląda z ojcem filmy historyczne, w których często leje się krew i w żaden sposób go to nie spaczyło, bo rodzic wytłumaczył mu co to znaczy, dlaczego tak było, o co chodzi. Skutkiem tego jest fakt, że chłopak połknął bakcyla historii lata temu i dziś jest jednym z najlepszych uczniów w szkole w tym temacie. Znam też i przypadki, że dzieci po kryjomu oglądają ściągane horrory z sieci i agresja je roznosi. Dlaczego? Bo wiedzą, że robią źle, wiedzą, że karą będzie agresja ze strony rodzica. I wzorzec mają konkretny – załatwmy problemy agresją. Najłatwiej zrzucić wszystko na horrory, muzykę, gry komputerowe. Trudniej porozmawiać z dzieckiem, nastolatkiem.


12. Jak zamierzałeś rozwiązać ten problem w przypadku swoich pociech? Będziesz wprowadzał je w świat swojej pasji, puszczając horrory czy podrzucając jakieś książki :)? 

Trudno powiedzieć. Nie chciałbym im niczego narzucać. Synek jest na etapie Kubusia Puchatka i dopiero poznał Kajka i Kokosza, córce podrzucam Narnię, choć sama woli opowieści detektywistyczne dla nastolatków. Jeśli wyczuję, że któreś z nich interesuje się grozą, to poprowadzę je tak, by ominęło, przynajmniej na początku, te tytuły na które jest zawsze za wcześnie. Horror i groza ma wiele oblicz. My w Polsce, w latach 80-tych, 90-tych, poznaliśmy te najgorsze, najbardziej kiczowate. Ze mnie nie da się tego wyplenić. Ale jeśli któreś z moich dzieci zainteresuje się tą tematyką, niech zacznie z wyższego pułapu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz