poniedziałek, 18 czerwca 2012

"Szepty" - recenzja

Miło jest zobaczyć, że tworzenie klimatycznych, ciekawych fabularnie horrorów nie umarło jeszcze śmiercią naturalną. Trend zapoczątkowany przez „Innych” nawet dzisiaj odbija się echem. Może motyw wielkiego, tajemniczego domu i duchów nie jest już tak bardzo świeży i zaskakujący, ale wciąż jest to dość przyjemne ujęcie tematu na klasyczny horror, a „Szepty” są chyba pierwszym od czasów „Sierocińca” tak dobrze zrobionym filmem w podgatunku.

Mimo dość typowego przebiegu fabuły (piękna, wykształcona pisarka zaprzeczająca istnieniu świata pozagrobowego, która musi zmierzyć się z niekoniecznie wygodnymi dla niej tajemnicami), film jest bardzo przyjemnym przeżyciem estetycznym. Piękne, brytyjskie, sielskie wręcz krajobrazy oraz zdecydowanie dobra i niepokojąca gra świateł i cieni starej posiadłości tworzą ładny kontrast między radością życia a smutkiem śmierci.

Florence nie jest szczęśliwa. Dopiero co straciła na wojnie ukochanego mężczyznę i próbując się uporać ze smutkiem, rozpoczyna karierę „łowczyni duchów”- a raczej inteligentnej, demaskującej wszelkich oszustów i naciągaczy pisarki. Rzetelnie podchodzi do swojej pracy (a może hobby?). Wszystko wydaje się być proste, aż do momentu, gdy do jej drzwi puka Robert i w imieniu dyrektora szkoły dla chłopców prosi ją o rozwiązanie zagadki dotyczącej pojawiającego się w domostwie ducha chłopca oraz śmierci jednego z uczniów. O ile Florence mistrzowsko odkrywa każdy przyziemny aspekt tajemniczego zgonu, o tyle gubi się, gdy przychodzi jej się zmierzyć z pierwszymi prawdziwymi sygnałami z zaświatów. Nie spodziewa się nawet, że jej obecność w szkole, która była kiedyś prywatnym domostwem, jest mniej przypadkowa, niż by się mogło wydawać i będzie musiała odbyć najtrudniejszą podróż w swoim życiu- w głąb siebie samej.

Jeśli oczekujecie faktycznego strachu podczas oglądania „Szeptów”- cóż, albo się zawiedziecie, albo będziecie zachwyceni. Mamy do czynienia z cudownie zbudowanym napięciem i zdecydowanym niedosytem momentów ściśle „screamerowych”. Główną zaletą filmu jest raczej klimat, gra aktorska i piękne zdjęcia. Wielbiciele mocnych wrażeń i rozlewającej się krwi będą raczej zawiedzeni.

Dużym plusem filmu jest fabuła- także z typowym dla podgatunku zaskakującym rozwiązaniem zagadki oraz trzymającą do ostatniego momentu niepewnością.

Problemem może być powtarzalność motywów- owszem, film spełnia założenia gatunkowe, jest dobrze nakręcony, nie ma niedomówień w historii- ale to wszystko już było. Zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego typu dzieł i „Szepty” nie wywołają burzy podobnej do tej, która rozpętała się po premierze „Innych” kilka lat temu. Tak samo jak nie zaskakuje nas kolejna część „Piły” lub innego survival horroru, nie wspominając o klasycznych slasherach. Ciągle czekamy na kolejne zaskoczenie gatunkowe. Pomijając to wszystko- „Szepty” są dobre. Ale bez fajerwerków.

Mam też żal do tłumacza tytułu, który w oryginale brzmi „The Awakening” (czyli przebudzenie) i o wiele lepiej pasuje do treści. Niestety, tłumaczenie tytułów to ciągle nasza pięta achillesowa.

0 komentarze:

Prześlij komentarz