środa, 3 grudnia 2014

Klątwa Jessabelle - recenzja

Kevin Greutert, czyli twórca tak totalnie odmiennych dzieł jak „Piła VI” czy „Piła 3D” zmierzył się tym razem z materiałem dużo bardziej klimatycznym, w którym przerażać ma nas atmosfera, a nie wizualne okrucieństwo. Lubicie straszenie w starym, klasycznym stylu? Klątwa Jessabelle będzie w takim razie filmem, który przekona was do siebie.

Tytułowa Jessabelle to młoda kobieta, której życie zaczyna układać się całkiem nieźle. Ma kochającego chłopaka, z którym planuje dziecko, a na dodatek właśnie postanowiła się do niego przeprowadzić. Sielankę przerywa tragiczny wypadek, w którym ginie partner głównej bohaterki, a ona sama ląduje na kilka miesięcy na wózku. Tym samym los skazuje ją na zamieszkanie z dawno niewidzianym ojcem, w którego domu Jessabelle odkrywa mroczną tajemnicę swojej rodziny. 

„Klątwa Jessabelle” to film oparty na znanych nam dobrze schematach. Tradycyjnie więc będziemy obserwować samozamykające się drzwi, trzeszczące schody, rzeczy pojawiające się znikąd. Denerwują was takie chwyty w horrorach? Lepiej więc unikajcie „Klątwy Jessabelle” w kinach. Jeżeli zaś należycie do grupy zwolenników tego typu straszenia, to będziecie mogli się podczas seansu całkiem nieźle bawić. Wszystkie klisze zastosowane przez reżysera budują atmosferę zagrożenia, niepewności i pewnej tajemnicy. Czasami wychodzi typowo i przewidywalnie, czasami udaje się widza zaskoczyć czymś emocjonującym. 

Mimo że fabularnie film Greuterta nie wyróżnia się szczególnie na tle innych współczesnych horrorów, to jednak samo rozwiązanie intrygi jest zadziwiająco udane i skłaniające do myślenia. Duża w tym zasługa Sarah Snook, która całkiem sprawnie poradziła sobie z rolą Jessabelle, ułatwiając widzom tym samym przeżywanie emocji targających główną bohaterką. 

„Klątwa Jessabelle” podąża ścieżką przetartą już wcześniej przez dziesiątki podobnych filmów. Nie jest więc niczym nowym, ani szczególnie odkrywczym, mimo wszystko może się przydać jako urozmaicenie chłodnego jesiennego wieczoru, dając nam całkiem sporo emocji na rozgrzanie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz