wtorek, 4 listopada 2014

Gość - recenzja

Szok i niedowierzanie - to uczucie towarzyszy nam po wyjściu z kinowej sali po seansie Gościa. I to wcale nie dlatego, że był zły, właśnie odwrotnie - moim zdaniem największe pozytywne zaskoczenie roku!

"Gość" to thriller opowiadający o młodym chłopaku, który pewnego dnia pojawia się w małej mieścinie i zaprzyjaźnia się z rodziną swojego przyjaciela, który zginął na wojskowej misji. Opowiadając historie ze wspólnej służby zyskuje ich zaufanie do tego stopnia, że pozwalają mu się zatrzymać w domu na kilka dni. W tym samym czasie w okolicy zaczynają ginąć ludzie.

Pierwszą rzeczą, o której stanowczo trzeba powiedzieć jest fakt, że tak właśnie powinien wyglądać DRIVE. Zapomnijcie o Goslingu, człowiek już nic nie znaczy. Dan Stevens pokazał jak powinno się grać małomównych, uroczych i bardzo niebezpiecznych gości. A przy tym jest dość ludzki, ma jakaś mimikę twarzy i umiejętności aktorskie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że jest w tym filmie najlepszą mieszanką właśnie Goslinga i Bradleya Coopera. Inni aktorzy również dają radę, casting został przeprowadzony świetnie i nie można się absolutnie do niczego przyczepić. Wszyscy pasują do swoich ról, czy standardowy "koleś z marihuaną" czy miejscowy osiłek. Wszystko gra i jest podane naturalnie, małe brawa należą się także Maice Monroe - która w roli córki wypadła niezwykle przekonująco i uwodzicielsko jednocześnie.

Drugą rzeczą na plus jest fabuła, zdaje się, że reżyser "Gościa" czyli Adam Wingard był wielkim fanem kina z lat 80 i ten film takim nastrojem ocieka. Klimat budowany jest bardzo powoli i długo nie wiemy o co tutaj chodzi i nagle wszystko rusza z szybkością błyskawicy. Akcja bardzo się zagęszcza, a nam co chwila opada szczęka. Mimo odtwarzania pewnych klisz, scenariusz co i raz nas zaskakuje, wbija w fotel i wywołuje salwy śmiechu, Kicz i wszystkie standardowe zagrania, mieszają się więc z fantazją reżysera, który chciał zrobić coś swojego. Zdecydowanie mu to wyszło.

Trzecim punktem jest przemoc - w końcu to thriller, miejscami thriller akcji, a czasami nawet horror. Główna postać idzie do celu po trupach, jego ruchy są szybkie, a egzekucje bolesne. Balet - to pierwsze co przyszło mi do głowy, gdy widzimy postać graną przez Stevensa w akcji. Jeśli tak zachowuje się wyszkolony wojskowy spuszczony ze smyczy, to ja jestem przerażony. Szczególnie zwala z nóg końcówka filmu, gdy jesteśmy przekonani, że nic nas nie zaskoczy. A tu proszę - robi się kompletna plejada idiotycznych scen i motywów, które bawią jak jeszcze nigdy nic w kinie.

Czwarty powód dla którego ten film jest genialny to muzyka. O ile we wspomnianym Drive jest jedna wbijająca w fotel piosenka, tak jeśli chodzi o "Gościa" to absolutnie cały soundtrack dobrany jest z rewelacyjnym wyczuciem stylu i smaku. Nigdy nie słyszałem nic tak dobrego w tego typu filmie, muzyka na pewno zamieszka na stałe w moim odtwarzaczu, to już jest pewne.

"Gość" to kino, które się nie przebije. To taki film, o którym mało kto usłyszy. Multipleksy pewnie wyrzucą go dość szybko, ale będzie to gigantyczny błąd, ponieważ ten film naprawdę jest zaskoczeniem roku. To dobra, mięsista i zaskakująca produkcja. Jak dla mnie jest tym dla thrillerów, czym był kilka lat temu "Domek w głębi lasu" dla horrorów - nowością, świeżością, dowodem na to, że idąc utartym schematem da się zrobić coś nowego, coś wielkiego.

Będę polecał wybranie się na seans każdemu, kto tylko będzie chciał mnie słuchać. Bardzo dziękuję M2 Films za zaproszenie na seans :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz