niedziela, 26 października 2014

Diabelska plansza Ouija - recenzja

We współczesnym kinie nie jest łatwo. Autorzy podążają bardzo uparcie utartymi schematami i niewiele chcą dodać od siebie. Najgorzej jest w październiku, kiedy to naprawdę trzeba wypluć na rynek jakiś horror, no bo przecież zbliża się Halloween. Niektórzy zachowują troszeczkę przyzwoitości i wydają je od razu na DVD (jak koszmarną Drogę bez powrotu 6), a niektórzy stwierdzają, że może w kinie siła. Ci drudzy przepchnęli opisywany horror o morderczej zabawce. (Na licencji Hasbro zresztą!)

Diabelska plansza Ouija to sprzedawana w każdym większym sklepie mata do wzywania duchów. Kładziemy na niej wskaźnik ze szkiełkiem, odmawiamy prastarą inkantację dostarczoną z instrukcją i komunikujemy się z zaświatami. Tak jak główni bohaterowie, którzy jednak łamiąc jedną z dwóch reguł gry (nie graj samemu, nie graj na cmentarzu), sprowadzają na siebie demona. Gdy ginie jedna osoba z ich grupy, rozpoczynają małe śledztwo i starają się przeżyć.

Jesli oglądaliście trailer to pewnie wiecie jedno: to mógłby być fajny film. Reżyser używał bardzo dobrych kamer, idealnie stonował kolory i zatrudnił do roli nastolatków odpowiednich twarzami 30 latków, którzy nie tylko pasują i prezentują się rozmaicie, co po prostu dają wrażenie, że film ma troszeczkę większy budżet.

Fabularnie mamy więc normalną sprawę: wywołanie ducha, ucieczka przed duchem i kilka trupów, pokonanie ducha. To nie jest spoiler, bo tak prezentuje się każdy horror od zarania dziejów i pewnie nie spodziewacie się niczego innego. Oczywiście są jakieś niespodzianki fabularne i nic nie jest tym na co wygląda, ale przyznam szczerze: praktycznie zasnęliśmy w kinie. Postacie nie mają wiele do powiedzenia, grozy to tam dosłownie w jednym momencie, a film mimo 90 minut dłuży się niemiłosiernie.

Samego straszenia jak już powiedziałem tam nie ma, znaczy są sztuczki z migającym światłem, gdzie przy którymś mignięciu pojawi się potwór - ale chyba Was to już nie zaskakuje. Jeśli chodzi natomiast o potwory i sceny śmierci - te pierwsze są świetne, mają cudowną charakteryzacje, a i efekty specjalne dają radę i są chyba najmocniejszą cechą filmu. Jeśli chodzi o sceny śmierci, to oprócz lampek choinkowych (które widać na trailerze), nic nie było ani trochę przejmujące. Powiem więcej - większość scen była po prostu  nie jasna i w pewnym momencie zastanawiałem się gdzie jest reszta ekipy, bo nie wiedziałem jak i czy w ogóle zginęła.

Największą bolączką jest fabuła, która totalnie zniszczyła klimat filmy. Wszystko jest tu tak głupie i przewidywalne jak to tylko możliwe. Dla mnie wzorem filmu jest to, czy chcę go mieć na DVD i pokazać moim braciom jako coś nowego i fajnego. Niestety "Diabelskiej planszy Ouija" mieć nie chcę, a tytuł zapomnę za chwilę po opublikowaniu recenzji.

Na sali 90% to były dziewczyny, 7-8 koleżaneczek siedziało za mną i przed seansem przeprosiły za ewentualne piski i kopanie mi w krzesło, bo są cykorami. No i większość czasu spędziły na plotkowaniu i sprawdzaniu facebooka, a nie na denerwowaniu mnie. To chyba najlepsza recenzja.

I najbardziej nieintrygujące napisy końcowe ever! 3/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz