niedziela, 8 czerwca 2014

Krakowska masakra smyczkowa, czyli recenzja koncertu muzyki z horrorów


Gasną wszystkie reflektory, milkną najcichsze szmery. Nagle ze sceny pada snop światła, oświetlający dwie postaci pojawiające się w głównym wejściu. Mężczyzna wyglądający jak pacjent szpitala psychiatrycznego, odziany w kaftan bezpieczeństwa i maskę zasłaniającą twarz, zostaje podwieziony na wózku aż pod samą scenę. I wtedy oczom widowni, zgromadzonej w krakowskiej filharmonii ukazuje się ... Krzysztof Dobosiewicz, maestro koncertu, który postanowił przywitać się z publicznością, w tak niekonwencjonalny, nawiązujący do słynnej sceny z Milczenia Owiec sposób. Uwolniony z krępującego ubrania i kajdanek skuwających dłonie, "zaprasza" orkiestrę do zagrania pierwszego tego wieczora utworu - suity inspirującej się muzyką z filmów o Hannibalu Lecterze.




Znakomita oprawa wizualna, była tym co zwracało szczególną uwagę już od pierwszych minut koncertu. Nie chodzi tu jedynie o świetną pracę świateł, czy potęgujące wrażenie osaczenia szmery i trzaski rozlegające się z najdalszych krańców sali, ale przede wszystkim o intrygujący pokaz slajdów udostępniany na wielkim ekranie znajdującym się tuż nad orkiestrą. Ekspozycja składająca się z fragmentów filmów, osobistych nagrań Dobosiewicza (skóra cierpła na widok jego interpretacji Hannibala!), oraz kolażu barw i dźwięków, stanowiła idealne uzupełnienie całości. Wizualność współpracowała z rozlegającym się ze sceny dźwiękiem, dźwięk zdawał się nadawać jej rytm.


Nad tym wszystkim pieczę sprawował Dobosiewicz, będący obok wyśmienitego repertuaru, niekwestionowaną gwiazdą wieczoru. Już z programu koncertu mogliśmy dowiedzieć się co nieco, o tym, że dyrygent artystą wszechstronnym jest i jego celem nie jest jedynie "odbębnienie" kolejnych utworów z listy. Korzystając z elementów performance'u, wciągał widza jeszcze bardziej w mrożący krew w żyłach świat kultowych horrorów. Dobosiewicz nie tylko kierował grą orkiestry, co sam grał - mimiką, gestem czy zachowaniem, wpisując się w klimat wydarzenia. Dzięki swojemu dystansowi zadawał kłam, twierdzeniu, iż w filharmonii jest miejsce jedynie na powagę.


Repertuar skompletowany przez Dobosiewicza, stanowił kompilację samych wybitnych utworów, które mogliśmy usłyszeć w klasycznych horrorach. Można się wykłócać o to, iż czegoś zabrakło, tudzież jakiś utwór znalazł się na liście, kosztem innego, bardziej wybitnego. Ile osób tyle opinii, każdy bowiem jakiś swój ulubiony horror ma. Niemniej jednak, należy oddać Dobosiewiczowi to co jego i przyznać, że jego autorski projekt jest niezwykle spójny i zachowuje wysoki poziom od samego początku do końca. Nie jest przy tym jedynie bezrefleksyjną kopią znanych tematów, bowiem dyrygent nasyca je własną wizją artystyczną, tym samym interpretując je na nowo. Trudno w tym wypadku o nudę. Dwie godziny koncertu mijają w tempie ekspresowym, serwując emocje godne najlepszego horroru: napięcie, strach, oraz uspokojenie, ale tylko po to, żeby następnie z jeszcze większą intensywnością poderwać słuchaczy z fotela!

Za bilety dziękujemy Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz