Wczorajszy
dzień w dużej mierze upłynął nam na pobycie w kinie. Najpierw
była szalenie mainstreamowa Godzilla, potem dla odmiany dużo
bardziej wyciszony i klimatyczny horror "Uśpieni". A
przynajmniej na klimatyczny się zapowiadający. W ogólnym
rozrachunku przyznać trzeba, że film Johna Pogue'a ma jednak
niewiele do zaoferowania widzowi. Szczególnie widzowi, któremu
gatunek horroru nie jest obcy, dlatego filmowe klisze i schematy
wyłapuje w lot. To właśnie nieznośna banalność ostatecznie
zaważyła na losie tej historii.
Uśpieni
już z plakatu kuszą nas obietnicą niezapomnianych wrażeń.
Jesteśmy przekonywani, że czeka nas horror w najlepszym wydaniu,
który wciąga i trzyma w napięciu. A tak w ogóle to cała historia
jest oparta na faktach, więc z pewnością przeżyjemy prawdziwą
jazdę bez trzymanki. Jak to jednak często bywa, powoływanie się
na fakty, okazywało się jedynie tanią zagrywką marketingową,
która miała kusić z plakatu, ale spowodowała zawód w kinie. Tak
stało się i tym razem.
Bohaterami
filmu Pogue'a jest trójka studentów, którzy pod przewodnictwem i
za namową tajemniczego profesora Couplanda, decydują się na
wzięcie udziału w kontrowersyjnym eksperymencie. Mając za cel
badań, chorą psychicznie nastolatkę Jane Harper, dążą do tego,
aby stworzyć poltergeista, co będzie możliwe według profesora,
dopiero wtedy gdy zgromadzi się w jednym miejscu odpowiednią ilość
negatywnej ludzkiej energii.
Uśpieni
próbują zaangażować widza, oferując mu od czasu do czasu, kilka
soczystych jump scare'ów, które w gruncie rzeczy były jedynym co
wzbudzało większe emocje w całej historii. Dodatkowym straszakiem
miała być narracja pierwszoosobowa, która wiązała się z
częściową obserwacją historii z perspektywy obiektywu kamery.
Opierając się na podobnych, tanich zagrywkach, twórca nie miał
najmniejszych szans dołożyć swojej cegiełki do misternej
konstrukcji jaką jest wymagający nurt horrorów. Szczególnie
jeżeli mówimy o horrorach spirytystycznych, które siłą rzeczy
narażone są na pewną schematyczność. Należy wykazać się
niemałą inwencją twórczą, aby historie opętania nie sprowadzić
jedynie do postukujących tajemniczo przedmiotów, czy krzyków
rozlegających się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego.
Pogue'owi
zabrakło jednak pomysłu na własną historię, dlatego postanowił
skorzystać z dokonań swoich poprzedników. Szczególnie dużo tu
inspiracji Obecnością, która
sama w sobie była filmem dość wtórnym, niemniej jednak napędzanym
znakomitym aktorstwem Very Farmigi i Patricka Wilsona. Tymczasem
Uśpieni mają dużo ładnych kadrów stylizowanych na retro klimat,
których niestety nie potrafi nikt wypełnić. Mroczny profesor
najczęściej snuje się bez celu po ekranie, a studenci w zasadzie
nie wiedzą sami jak ustosunkować się do całej sytuacji.
Ostatecznym ciosem jest poszarpany scenariusz (autorstwa czterech
osób!), który sprawia że film tak naprawdę mija nam na niczym.
Postaci nie angażują, historia toczy się leniwie, bez żadnych
wyraźnych punktów zaczepienia. Mamy trochę duchów, trochę
sekciarstwa i okultyzmu, ale brak w tym wszystkim pomysłu jak te
różne wątki połączyć. Dlatego cały film pozostawia nas z
uczuciem dezorientacji i cisnącym się na usta pytaniem: co
dokładnie właśnie zobaczyliśmy?
0 komentarze:
Prześlij komentarz