sobota, 17 maja 2014

Uśpieni - recenzja

Wczorajszy dzień w dużej mierze upłynął nam na pobycie w kinie. Najpierw była szalenie mainstreamowa Godzilla, potem dla odmiany dużo bardziej wyciszony i klimatyczny horror "Uśpieni". A przynajmniej na klimatyczny się zapowiadający. W ogólnym rozrachunku przyznać trzeba, że film Johna Pogue'a ma jednak niewiele do zaoferowania widzowi. Szczególnie widzowi, któremu gatunek horroru nie jest obcy, dlatego filmowe klisze i schematy wyłapuje w lot. To właśnie nieznośna banalność ostatecznie zaważyła na losie tej historii.

Uśpieni już z plakatu kuszą nas obietnicą niezapomnianych wrażeń. Jesteśmy przekonywani, że czeka nas horror w najlepszym wydaniu, który wciąga i trzyma w napięciu. A tak w ogóle to cała historia jest oparta na faktach, więc z pewnością przeżyjemy prawdziwą jazdę bez trzymanki. Jak to jednak często bywa, powoływanie się na fakty, okazywało się jedynie tanią zagrywką marketingową, która miała kusić z plakatu, ale spowodowała zawód w kinie. Tak stało się i tym razem.

Bohaterami filmu Pogue'a jest trójka studentów, którzy pod przewodnictwem i za namową tajemniczego profesora Couplanda, decydują się na wzięcie udziału w kontrowersyjnym eksperymencie. Mając za cel badań, chorą psychicznie nastolatkę Jane Harper, dążą do tego, aby stworzyć poltergeista, co będzie możliwe według profesora, dopiero wtedy gdy zgromadzi się w jednym miejscu odpowiednią ilość negatywnej ludzkiej energii.

Uśpieni próbują zaangażować widza, oferując mu od czasu do czasu, kilka soczystych jump scare'ów, które w gruncie rzeczy były jedynym co wzbudzało większe emocje w całej historii. Dodatkowym straszakiem miała być narracja pierwszoosobowa, która wiązała się z częściową obserwacją historii z perspektywy obiektywu kamery. Opierając się na podobnych, tanich zagrywkach, twórca nie miał najmniejszych szans dołożyć swojej cegiełki do misternej konstrukcji jaką jest wymagający nurt horrorów. Szczególnie jeżeli mówimy o horrorach spirytystycznych, które siłą rzeczy narażone są na pewną schematyczność. Należy wykazać się niemałą inwencją twórczą, aby historie opętania nie sprowadzić jedynie do postukujących tajemniczo przedmiotów, czy krzyków rozlegających się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego.

Pogue'owi zabrakło jednak pomysłu na własną historię, dlatego postanowił skorzystać z dokonań swoich poprzedników. Szczególnie dużo tu inspiracji Obecnością, która sama w sobie była filmem dość wtórnym, niemniej jednak napędzanym znakomitym aktorstwem Very Farmigi i Patricka Wilsona. Tymczasem Uśpieni mają dużo ładnych kadrów stylizowanych na retro klimat, których niestety nie potrafi nikt wypełnić. Mroczny profesor najczęściej snuje się bez celu po ekranie, a studenci w zasadzie nie wiedzą sami jak ustosunkować się do całej sytuacji. Ostatecznym ciosem jest poszarpany scenariusz (autorstwa czterech osób!), który sprawia że film tak naprawdę mija nam na niczym. Postaci nie angażują, historia toczy się leniwie, bez żadnych wyraźnych punktów zaczepienia. Mamy trochę duchów, trochę sekciarstwa i okultyzmu, ale brak w tym wszystkim pomysłu jak te różne wątki połączyć. Dlatego cały film pozostawia nas z uczuciem dezorientacji i cisnącym się na usta pytaniem: co dokładnie właśnie zobaczyliśmy?


0 komentarze:

Prześlij komentarz