piątek, 28 lutego 2014

Nurse 3D - recenzja

Femme fatale to związek frazeologiczny, określający jedną z najbardziej ikonicznych bohaterek w historii kina. Wszyscy dobrze pamiętamy złote czasy Hollywoodu, kiedy kobiety powłóczyły seksownym spojrzeniem, namiętnie wydmuchiwały dym z papierosa, a przede wszystkim uwodziły mężczyzn wplątując ich w nie lada problemy. Motyw kobiety fatalnej szczególnie modny na początku lat 30, nie mógł jednak w pełni wybrzmieć gdy na widowni zasiadało wszak dość pruderyjne społeczeństwo. Kino dodatkowo spętane obowiązującym od początku trzeciej dekady konserwatywnym kodeksem Haysa, który zabraniał pokazywania w filmach jakichkolwiek bezeceństw, musiało kwestię kobiecej seksualności pozostawiać w sferze niedopowiedzeń. Dwuznaczne spojrzenia, seksualna aura, oraz świadomość bycia obiektem pożądania towarzyszyły kobietom przez długi czas. Brakowało w tym wszystkim cielesności, która w kinie miała zawitać dopiero później, wraz z nadejściem rewolucji obyczajowej.

Współczesne femme fatale to kobiety bezkompromisowe, twarde i wykorzystujące swój erotyczny potencjał. Ikoną naszych czasów można nazwać Glenn Close, która tak znakomicie prześladowała Michaela Douglasa w "Fatalnym zauroczeniu". Dzisiaj kobiety fatalne to kobiety świadome, że ich ciało to ich największa broń, którą mogą nie tylko uwodzić z korzyścią dla siebie samych, ale i wykorzystywać przeciwko mężczyznom. Męska żądza kobiecego ciała została znakomicie wypunktowana w groteskowym thrillerze erotycznym "Nurse 3D", za który odpowiedzialny jest Douglas Aarniokoski (czy już samo jego nazwisko nie brzmi jak jeden wielki kinofilski żart?)

Tytułową bohaterką jest Abby Russell (ponętna Paz de la Huerta), która na co dzień pracuje w szpitalu All Saints. Jest przykładną i oddaną pacjentom pracownicą, która samym swym wyglądem jest w stanie poprawić pracę serca. Kocim krokiem przemierza korytarze szpitala, od pierwszych minut przykuwając wzrok widza. Gdyby tego jeszcze było mało, pewnego dnia do szpitalnego personelu dołącza Danni - blondwłosa, urzekająca swoją niewinnością piękność, na którą parol zagnie główna "pielęgniarka". Problem w tym, że nowa pracownica nie zna jeszcze sekretu Abby, która to nocą przemienia się w wyzwolonego seksualnie wampa, wykorzystującego swój seksualny potencjał, aby wabić niewiernych mężczyzn i zapewnić im krwistą wendettę...

Nie spodziewajcie się spektakularnych efektów 3D, które tak szumnie reklamowane są w tytule. Pojawia się ich tyle, że już po obejrzeniu filmu zapominacie o tym, w których właściwie miejscach je wcisnęli. Mimo to filmowi Aarniokoskiego nie sposób odmówić klimatycznej widowiskowości, począwszy od samego plakatu, który urzeka swoim pomysłem i estetyką idealnie wprowadzającą nas w klimat filmu. Nieśmiała erotyka i subtelnie wyglądające z postera gore, fantastyczne ujęcia na ultrazgrabne nogi de la Huerty, ciekawe zestawienie kontrastujących ze sobą wizualnie Abby i Danni, oraz przede wszystkim dużo uroczo kiczowatych scen gore sprawiają, że seans "Pielęgniarki" nie jest aż tak złym przeżyciem jak mogłoby się niektórym wydawać.

Świadomie sytuując się po stronie kina klasy b, reżyser wykorzystuje wszystkie jego najlepsze cechy, dzięki czemu już od momentu przeczytania fabuły filmu mamy pewność, że czeka nas wszystko co najgorsze i najbardziej znienawidzone w "poważnych" filmach z dreszczykiem. Począwszy od kiepskiego i przerysowanego aktorstwa, przez wulgarne sceny przemocy, a na ostentacyjnej erotyce skończywszy. A to wszystko potraktowane z jednym wielkim przymrużeniem oka.

Numerem jeden jest tutaj sama główna bohaterka, którą aktorsko przeszarżowana do granic możliwości. Jednakowoż można pokusić się o wniosek, że w tym szaleństwie jest metoda. Paz de la Huerta jako Abby to w końcu ikona, która może ucieleśniać wszystkie męskie pragnienia. Przykuwa uwagę krokiem, spojrzeniem, niskim głosem rasowej seksbomby. To rasowa kobieta, świadomie wykorzystująca własne atuty do morderczych celów. Mimo że wszystkie jej przymioty są tutaj podkręcone do granic możliwości (gdy kołysze biodrami, to ciężko uwierzyć, że potrafi się jeszcze utrzymać na obcasach), to koniec końców znakomicie się ma to do całej estetyki filmu, który nie ukrywa że dobrze mu jest w tym niedocenianym środowisku filmów oscylujących w jakości reprezentowanej przez ostatnie literki alfabetu.

Znakomitym kontrastem dla Abby jest postać Danni, która uosabia wszystkie cechy blondynki o niewinnym licu. Jest urocza, dziewczęca, spokojna i wyważona. Trzyma swoje emocje na wodzy, bo nie wypada pozwalać sobie na wybryki. Jest więc idealnym celem dla rozbuchanej Abby, która czerpie ze sfery erotycznej swojego życia wszystko co najlepsze. Pojedynek aktorski między Paz de la Huertą, a wcielającą się w postać Danni - Katriną Bowden to prawdziwe guilty pleasure dla widza lubującego się w tanich filmach z oczywistymi metaforami. Nikt tu nie sili się na głębszy sens, a obie panie reprezentują przeciwne typy kobiecości, które ścierają się na ekranie wywołując dreszcze nie tylko ze strachu...

Film Aarniokoskiego to przede wszystkim jednak niewybredne poczucie humoru. Autor wszak stworzył pokrętnie feministyczne dzieło, w którym może i rzeczywiście kobieta jest definiowana przez swoją seksualność, która znowu czyni ją jedynie obiektem pożądania. Tym razem jednak płeć piękna staje się aktywna. Krótko mówiąc kobieta tym razem dostrzega, że bycie jedynie obiektem do podziwiania usypia czujność mężczyzny, który zajęty jest czerpaniem przyjemności z oglądania. A gdy czujność jest uśpiona wtedy do gry wkroczyć może kobieta...

"Nurse 3D" jest filmem, który nie ma racji bytu wśród szerszej publiczności. Dostępny na platformach cyfrowych dotrze tylko do pewnej grupy maniaków, którzy chętnie poobserwują jak uciskane kobiety rozprawiają się z tym nędznym patriarchatem przy pomocy męskich cech charakteru. Abby to wszak kulturowo mężczyzna w króciutkiej spódnicy. Jest obiektem spojrzenia, ale i sama włada spojrzeniem. Bierze co chce, robi co chce, dzięki czemu sama czerpie przyjemność seksualną, a mężczyzn pozostawia z niczym.

Trudno podejrzewać reżysera tego niezwykłego dzieła o jakieś wyszukane metafory i analizy kobiecego świata. Niemniej jednak chcąc nie chcąc, stworzył film, w którym seksizm miesza się z groteskowym feminizmem, a mordercze epizody z ciekawymi puentami. Główną bohaterkę zaś możemy wpisać w kanon filmowych femme fatale, które urzekają, uwodzą i zadają kłam tezie, że świat jest zdominowany przez mężczyzn. Aarniokoskiego bez chwili wahania doceniam za świetne wyczucie w mieszaniu estetyki thrillerza erotycznego z może mało wyszukanymi efektami gore, będącymi wręcz parodią tego podgatunku horroru. Koniec końców reżyser stworzył dzieło wobec którego trudno przejść obojętnie. Tak jak koło plakatu na którym dumnie i morderczo pręży się Abby Russell.

0 komentarze:

Prześlij komentarz