piątek, 18 października 2013

Carrie (2013) - Recenzja


Stephen King nie pisze czystych i klarownych horrorów. On raczej woli zabawę gatunkiem, woli przedstawić historię i zaprawić ją delikatnie zjawiskami nadprzyrodzonymi - ewentualnie sci-fi. Dzięki Cinema City byliśmy już na Carrie i wiemy jak udała się kolejna już ekranizacja kultowej prozy mistrza.

Carrie mieszka z bardzo katolicką matką zmuszającą ją do przestrzegania zasad wiary. Jest też szkolnym pośmiewiskiem - szykanowanym przez ludzi ze swojej klasy. Dorastająca nastolatka odkrywa jednak, że posiada dar telekinezy.

Jeśli liczycie na najlepszy horror roku - musicie mieć na względzie że "Carrie" czystym horrorem nie jest. Ale to już wypływa z samej natury książki. Jeśli liczycie na przełomowość względem aż dwóch poprzedniczek (i niechlubnej Furia: Carrie 2) - też trudno to zauważyć.
Historia dzieje się dziś - w 2013 roku, więc upokorzenia Carrie wypływają na Youtube a ludzie wysyłają do siebie smsy. Z jednej strony film o prześladowanej dziewczynie okazuje się ponadczasowy, z drugiej była niezamierzenie zabawny, trochę zbyt barwny i kolorowy. Od razu odeprę główny zarzut: "Chloe jest zbyt ładna do tej roli" - nie jest tak do końca, ładna jest - ale Carrie w książce też była ładna - tylko zaniedbana. Tutaj oczywiście zaniedbanie ogranicza się do ubrań i brudnych włosów - ale nie jest źle.

Gra aktorska głównej bohaterki jest może trochę sztucznie przejaskrawiona, brakuje jakichś wyraźnych tików nerwowych, dostajemy za to przerażenie i zakrywanie się rękami. Trochę teatralne, ale znośne. Julianne Moore jako nawiedzona matka też jest odrobine zbyt mało nawiedzona, w samym nawet domu jest mało dewocjonaliów, krzyży czy obrazów. Natomiast irytuje i przeraża tak jak powinna.

Groza? Mało, ale za to finał zrobiony jest tak jak trzeba. Nie będę zdradzał co się w nim dzieje - ale osoby znające fabułę wiedzą - no to jest rozpierducha, a Chloe Moretz wygląda wtedy niesamowicie. Śmiem nawet stwierdzić, że ktoś przyłożył się do choreografii - ruchy, wyginanie rąk, spojrzenia przywodzą na myśl najlepsze filmy o opętaniach.

Muzyka to albo delikatne "grzmoty grozy" jak we wszystkich tego typu produkcjach, albo prawie niezauważalna współczesna mieszanka pop i rocka.

Minusem niewątpliwie jest to, że film nie jest w 100% czytelny. O ile znając fabułę książki miałem może nie wiedzę, ale wyobrażenie - o tyle pewne wątki, jak np. skąd pochodzi moc Carrie zostały spłycone do jednego zdania. Wolałbym przegadaną o 10 minut wersję - ale dającą mi pełnie wrażeń.

W prostych słowach - ja dostałem to co chciałem dostać. Chloe, moją ulubioną historię według Kinga, i wycieczkę rozdział po rozdziale w nowych szatach. Jeśli nie oczekujesz najlepszego filmu roku, jeśli wiesz że to po prostu 80 stron opowieści o skrzywdzonej dziewczynie i nie liczysz na milionowe efekty specjalne, grozę i wagon trupów - dostaniesz po prostu to co trzeba.

Ocena dla fana 8/10, ocena dla przypadkowego widza 7/10, moja ocena 10/10 bo jestem absolutnym fanatykiem Carrie i mimo że nie jest to top technologii straszenia - piękne serce ma.


1 komentarze:

  1. A mnie właśnie finał cholernie zawiódł. Z kina wyszedłem wkurzony. To niestety nie jest dobry film, nie dla mnie ;(

    OdpowiedzUsuń