czwartek, 28 listopada 2013

"Doktor Sen" - recenzja



Są książki, które przerażają bardziej niż niejeden horror. Są autorzy, których wyobraźnia gwarantuje nam wiele nieprzespanych nocy. Są też historie, które mimo upływu lat wciąż pozostają w pamięci czytelników... Wydane w styczniu 1977 roku "Lśnienie" to pozycja kultowa, która dodatkowo została unieśmiertelniona przez znakomitą (chociaż to już kwestia punktu widzenia) adaptację Stanleya Kubricka. Przerażające przygody coraz bardziej pogrążającego się w szaleństwie Jacka Torrance'a i jego rodziny to w opinii wielu osób horror idealny. Odpowiednio dawkujący napięcie, po to by wraz z końcem wybrzmieć z pełną parą (dosłownie).

Niepisana zasada, wyznawana przez większość zjadaczy popkultury głosi, że wszelkie sequele z góry skazane są na bycie gorszymi siostrami swoich poprzedniczek. Dużo prawdy jest więc w stwierdzeniu, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Niemniej jednak, wielu pisarzy czy też reżyserów, nie zważając na wielkie ryzyko, decyduje się na wymyślanie dalszych przygód swoich bohaterów. Gdy Stephen King ogłosił iż ma zamiar stworzyć kontynuację "Lśnienia" wśród miłośników jego prozy zawrzało. Jedni zacierali ręce czekając z ciekawością na to, aby dowiedzieć się jak też Danny Torrance poradził sobie z traumą wydarzeń z Hotelu Panorama, inni zaś z przestrachem kręcili głowami. "Doktor Sen", mimo że daleko mu do najgorszych przedstawicielek Kingowskiej twórczości, to jednak chwilami rozczarowuje. Poprzeczka postawiona przez "Lśnienie" została postawiona jednak zbyt wysoko.

Głównym bohaterem książki jest dorosły już potomek niezrównoważonego gospodarza Panoramy. Jak się okazuje, Dan Torrance stał się tylko kolejnym przykładem na to, jak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Będąc synem alkoholika i brutala, całe życie powtarzał sobie, że nigdy nie stanie się taki jak ojciec. Jednakowoż przeszłość bezwzględnie upominała się o swoje i chcąc zagłuszyć swoje dziecięce doświadczenia z najstraszniejszej zimy w życiu, Danny coraz częściej sięgał po używki, które w końcu dopadły go na dobre. Jasność stała się balastem, którego pozbyć się można było tylko przy pomocy butelki.

Dana poznajemy w niezwykle dramatycznym momencie życia, gdy znajduje się już na przysłowiowym dnie. Błąka się po Ameryce, starając się pozbyć ciążącego na nim brzemienia, które dostał w spadku po ojcu. W końcu osiada w małej mieścinie w New Hampshire. To właśnie tam odnajdzie pomoc w grupie Anonimowych Alkoholików, a także zajęcie w okolicznym domu opieki, gdzie korzystając ze swojej mocy, będzie pomagał umierającym pacjentom przechodzić na drugą stronę. Stając się tytułowym Doktorem Sen.

Wkrótce w życiu Dan pojawi się niezwykła nastolatka Abra Stone, która jaśnieje jeszcze bardziej niż on. Razem będą musieli stawić czoła tajemniczej i mrocznej organizacji o nazwie Prawdziwy Węzeł, którą tworzą prastare istoty podobne do wampirów żywiące się parą, czyli substancją wysysaną z jaśniejących dzieci...

Książki Stephena Kinga to przede wszystkim fantastyczne, wielowymiarowe postaci, oraz ciekawe tło społeczne. Pisarz przyzwyczaił swoich czytelników do niezwykle precyzyjnych kreacji amerykańskiej prowincji z małymi mieścinami i drogami na uboczu w rolach głównych. W to środowisko wrzucał zawsze arcyciekawych i porywających bohaterów, którzy uwodzili czytelnika, wciągając go w wir swoich przygód. Tymczasem bohaterom "Doktora Sen" brak pomysłu. Dan Torrance, będąc interesującym odpowiednikiem swojego ojca, przykuwa największą uwagę, spychając na drugi plan resztę bohaterów, którzy nie mają wiele do zaoferowania, spragnionemu emocji czytelnikowi. Dan jest popisem Kingowskiej precyzji i perfekcyjnej znajomości ludzkiej psychiki. Jego walka z własnymi barierami jest nie mniej pasjonująca niż walka z głównymi antagonistami, którzy nota bene są przerysowani w najgorszym możliwym tego słowa znaczeniu. W założeniu przerażający, koniec końców bardziej bawią i budzą uśmiech politowania, szczególnie jeżeli czytamy iż przywódczyni groźnej bandy nazywa się Rose Kapelusz. Co więcej, sama Rose jest jedyną widoczną bohaterką negatywną. Reszta Prawdziwego Węzła znajduje się gdzieś w jej tle. Kilku bohaterów, nieśmiało próbuje dać o sobie znać, ale bez skutku. A szkoda, bo jedna z początkowych scen, opisująca "werbowanie" nowych członków do Węzła, jest wyśmienita. Niektórzy mogliby powiedzieć, że właśnie o to chodziło. Możliwe. Niemniej jednak przy takim podejściu do sprawy książka wiele traci. King jak mało który współczesny pisarz potrafił działać na wyobraźnię czytelnika, podsyłając mu prawdziwie przerażające obrazki. Tymczasem Prawdziwy Węzeł, to w gruncie rzeczy właśnie ta grupka przeciętnych Amerykanów, którymi są na pierwszy rzut oka. Autor co prawda obdarzył ich mrocznym potencjałem, ale idąc w stronę niepotrzebnego przerysowania i groteski, kompletnie tego potencjału nie wykorzystał. Można powiedzieć, że to jest właśnie największy minus najnowszej powieści mistrza grozy. Brak wyrazistego bohatera negatywnego, z którym mieliby się zmagać główni bohaterowie i którego bać mógłby się sam czytelnik.

Przypominając sobie mistrzowsko wykreowany post apokaliptyczny świat w "Bastionie", aż żal, że świat w "Doktorze Sen" jest tak miałki. A okazji do przedstawienia posępnej strony Ameryki było wiele. W końcu pogrążający się coraz bardziej w nałogu Dan, mógł być naszym wiarygodnym przewodnikiem po najciemniejszych zakamarkach kraju. Tymczasem, King ograniczył się do kilku ciekawych epizodów, które kończą się równie szybko jak się zaczęły. Miasta w których przebywa główny bohater nie mają nam do zaoferowania żadnych ciekawych postaci, z którymi Dan mógłby wchodzić w interakcje. Jedynym wyjątkiem jest pewna matka z dzieckiem, których wspomnienie będzie Dana jeszcze długo prześladować.

Krótko mówiąc najnowsza książka mistrza horroru, to książka niewykorzystanych szans. Od czasu do czasu cała historia jaśnieje dawnym blaskiem kunsztu pisarskiego Kinga. Szczególnie w pierwszej części, którą zajmują przede wszystkim opisy zmagań Danny'ego z nałogiem. W tych właśnie momentach również najlepiej czuć ducha "Lśnienia", oraz obecność samego Jacka Torrance'a. Niestety im głębiej w książkę, tym cała historia staje się mniej pasjonująca. Ucieka gdzieś głębia psychologiczna samych bohaterów na cześć kulejącej momentami akcji, która wbrew pozorom dość leniwie się rozwija.


"Doktor sen" nie wytrzymuje porównań z "Lśnieniem". Pozbawiony jest tej aury tajemnicy, która zdominowała jedną z najbardziej kultowych powieści Stephena Kinga. To w gruncie rzeczy dość prosta opowieść, o której szybko można zapomnieć. Brak tu postaci, które z czasem mogłyby stanąć obok najbardziej pamiętnych bohaterów Kingowskich, czy sytuacji, które jeszcze po latach budziłyby przerażenie czytelników.

0 komentarze:

Prześlij komentarz