Są książki, które przerażają
bardziej niż niejeden horror. Są autorzy, których wyobraźnia
gwarantuje nam wiele nieprzespanych nocy. Są też historie, które
mimo upływu lat wciąż pozostają w pamięci czytelników... Wydane
w styczniu 1977 roku "Lśnienie" to pozycja kultowa, która
dodatkowo została unieśmiertelniona przez znakomitą (chociaż to
już kwestia punktu widzenia) adaptację Stanleya Kubricka.
Przerażające przygody coraz bardziej pogrążającego się w
szaleństwie Jacka Torrance'a i jego rodziny to w opinii wielu osób
horror idealny. Odpowiednio dawkujący napięcie, po to by wraz z
końcem wybrzmieć z pełną parą (dosłownie).
Niepisana zasada, wyznawana przez
większość zjadaczy popkultury głosi, że wszelkie sequele z góry
skazane są na bycie gorszymi siostrami swoich poprzedniczek. Dużo
prawdy jest więc w stwierdzeniu, że nie wchodzi się dwa razy do
tej samej rzeki. Niemniej jednak, wielu pisarzy czy też reżyserów,
nie zważając na wielkie ryzyko, decyduje się na wymyślanie
dalszych przygód swoich bohaterów. Gdy Stephen King ogłosił iż
ma zamiar stworzyć kontynuację "Lśnienia" wśród
miłośników jego prozy zawrzało. Jedni zacierali ręce czekając z
ciekawością na to, aby dowiedzieć się jak też Danny Torrance
poradził sobie z traumą wydarzeń z Hotelu Panorama, inni zaś z
przestrachem kręcili głowami. "Doktor Sen", mimo że
daleko mu do najgorszych przedstawicielek Kingowskiej twórczości,
to jednak chwilami rozczarowuje. Poprzeczka postawiona przez
"Lśnienie" została postawiona jednak zbyt wysoko.
Głównym bohaterem książki jest
dorosły już potomek niezrównoważonego gospodarza Panoramy. Jak
się okazuje, Dan Torrance stał się tylko kolejnym przykładem na
to, jak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Będąc synem alkoholika
i brutala, całe życie powtarzał sobie, że nigdy nie stanie się
taki jak ojciec. Jednakowoż przeszłość bezwzględnie upominała
się o swoje i chcąc zagłuszyć swoje dziecięce doświadczenia z
najstraszniejszej zimy w życiu, Danny coraz częściej sięgał po
używki, które w końcu dopadły go na dobre. Jasność stała się
balastem, którego pozbyć się można było tylko przy pomocy
butelki.
Dana poznajemy w niezwykle dramatycznym
momencie życia, gdy znajduje się już na przysłowiowym dnie. Błąka
się po Ameryce, starając się pozbyć ciążącego na nim
brzemienia, które dostał w spadku po ojcu. W końcu osiada w małej
mieścinie w New Hampshire. To właśnie tam odnajdzie pomoc w grupie
Anonimowych Alkoholików, a także zajęcie w okolicznym domu opieki,
gdzie korzystając ze swojej mocy, będzie pomagał umierającym
pacjentom przechodzić na drugą stronę. Stając się tytułowym
Doktorem Sen.
Wkrótce w życiu Dan pojawi się
niezwykła nastolatka Abra Stone, która jaśnieje jeszcze bardziej
niż on. Razem będą musieli stawić czoła tajemniczej i mrocznej
organizacji o nazwie Prawdziwy Węzeł, którą tworzą prastare
istoty podobne do wampirów żywiące się parą, czyli substancją
wysysaną z jaśniejących dzieci...
Książki Stephena Kinga to przede
wszystkim fantastyczne, wielowymiarowe postaci, oraz ciekawe tło
społeczne. Pisarz przyzwyczaił swoich czytelników do niezwykle
precyzyjnych kreacji amerykańskiej prowincji z małymi mieścinami i
drogami na uboczu w rolach głównych. W to środowisko wrzucał
zawsze arcyciekawych i porywających bohaterów, którzy uwodzili
czytelnika, wciągając go w wir swoich przygód. Tymczasem bohaterom
"Doktora Sen" brak pomysłu. Dan Torrance, będąc
interesującym odpowiednikiem swojego ojca, przykuwa największą
uwagę, spychając na drugi plan resztę bohaterów, którzy nie mają
wiele do zaoferowania, spragnionemu emocji czytelnikowi. Dan jest
popisem Kingowskiej precyzji i perfekcyjnej znajomości ludzkiej
psychiki. Jego walka z własnymi barierami jest nie mniej pasjonująca
niż walka z głównymi antagonistami, którzy nota bene są
przerysowani w najgorszym możliwym tego słowa znaczeniu. W
założeniu przerażający, koniec końców bardziej bawią i budzą
uśmiech politowania, szczególnie jeżeli czytamy iż przywódczyni
groźnej bandy nazywa się Rose Kapelusz. Co więcej, sama Rose jest
jedyną widoczną bohaterką negatywną. Reszta Prawdziwego Węzła
znajduje się gdzieś w jej tle. Kilku bohaterów, nieśmiało
próbuje dać o sobie znać, ale bez skutku. A szkoda, bo jedna z
początkowych scen, opisująca "werbowanie" nowych członków
do Węzła, jest wyśmienita. Niektórzy mogliby powiedzieć, że
właśnie o to chodziło. Możliwe. Niemniej jednak przy takim
podejściu do sprawy książka wiele traci. King jak mało który
współczesny pisarz potrafił działać na wyobraźnię czytelnika,
podsyłając mu prawdziwie przerażające obrazki. Tymczasem
Prawdziwy Węzeł, to w gruncie rzeczy właśnie ta grupka
przeciętnych Amerykanów, którymi są na pierwszy rzut oka. Autor
co prawda obdarzył ich mrocznym potencjałem, ale idąc w stronę
niepotrzebnego przerysowania i groteski, kompletnie tego potencjału
nie wykorzystał. Można powiedzieć, że to jest właśnie
największy minus najnowszej powieści mistrza grozy. Brak
wyrazistego bohatera negatywnego, z którym mieliby się zmagać
główni bohaterowie i którego bać mógłby się sam czytelnik.
Przypominając sobie mistrzowsko
wykreowany post apokaliptyczny świat w "Bastionie", aż
żal, że świat w "Doktorze Sen" jest tak miałki. A
okazji do przedstawienia posępnej strony Ameryki było wiele. W
końcu pogrążający się coraz bardziej w nałogu Dan, mógł być
naszym wiarygodnym przewodnikiem po najciemniejszych zakamarkach
kraju. Tymczasem, King ograniczył się do kilku ciekawych epizodów,
które kończą się równie szybko jak się zaczęły. Miasta w
których przebywa główny bohater nie mają nam do zaoferowania
żadnych ciekawych postaci, z którymi Dan mógłby wchodzić w
interakcje. Jedynym wyjątkiem jest pewna matka z dzieckiem, których
wspomnienie będzie Dana jeszcze długo prześladować.
Krótko mówiąc najnowsza książka
mistrza horroru, to książka niewykorzystanych szans. Od czasu do
czasu cała historia jaśnieje
dawnym blaskiem kunsztu pisarskiego Kinga. Szczególnie w pierwszej
części, którą zajmują przede wszystkim opisy zmagań Danny'ego z
nałogiem. W tych właśnie momentach również najlepiej czuć ducha
"Lśnienia", oraz obecność samego Jacka Torrance'a.
Niestety im głębiej w książkę, tym cała historia staje się
mniej pasjonująca. Ucieka gdzieś głębia psychologiczna samych
bohaterów na cześć kulejącej momentami akcji, która wbrew
pozorom dość leniwie się rozwija.
"Doktor
sen" nie wytrzymuje porównań z "Lśnieniem".
Pozbawiony jest tej aury tajemnicy, która zdominowała jedną z
najbardziej kultowych powieści Stephena Kinga. To w gruncie rzeczy
dość prosta opowieść, o której szybko można zapomnieć. Brak tu
postaci, które z czasem mogłyby stanąć obok najbardziej
pamiętnych bohaterów Kingowskich, czy sytuacji, które jeszcze po
latach budziłyby przerażenie czytelników.
0 komentarze:
Prześlij komentarz