Rekinowe
kino nadal ma się dobrze. Tym razem z krwiożerczą bestią
przyjdzie walczyć asowi kina lat osiemdziesiątych – Dolphowi
Lundgrenowi.
Kiedy
w 1975 roku Steven Spielberg wypuścił na świat Szczęki, nie miał
pojęcia, że kilka dekad później rekiny zawładną kinem. Wbrew
założeniom reżysera, będzie to co prawda kino klasy B, ale
uniwersum jakie zostało zbudowane wokół tych drapieżników, nadal
może zadziwiać.
Mimo
że już kilka lat wcześniej, przemysł rekinowego kina miał się
dobrze, to jednak dopiero Rekinado rozpoczęło prawdziwy boom na
filmy, w których rzeczone rybki funkcjonowały w różnych
konfiguracjach. A to na plaży, a to w bagnie, a to w dwugłowej
budowie. Nową pozycją na tym nietypowym poletku jest „Rekin z
jeziora”, który swoim nazwiskiem reklamuje wielka gwiazda kina
kopanego Dolph Lundgren.
Tytuł
filmu w zasadzie zdradza fabułę. Oto w pewnym miasteczku,
odpoczywających mieszkańców zaczyna terroryzować rekin, który za
swoje domostwo tym razem wybrał sobie zbiornik słodkowodny. Przez
kolejne minuty obserwujemy więc zmagania dzielnych mundurowych, oraz
bohaterów powracających do łask (w tej roli idealny Dolph), którzy
robią wszystko, aby przywrócić spokój w zapomnianej przez Boga
mieścinie.
Polskim
dystrybutorem filmu, jest renomowana firma KINo ŚWIAT, która
podpisując się pod tym dziełkiem, ironicznie mruga do widza.
Wszak, nie ma co tak wszystkiego brać na poważnie. Rekin z jeziora
to rasowy b klasowiec. Z nadętym, przerysowanym aktorstwem,
kretyńskimi zwrotami akcji i samą fabułą, grubymi nićmi szytą.
Nie można zapominać też wspaniałych, pretensjonalnych dialogów,
jakże typowych dla narracji kina klasy B. Wszystko to spina
niezapomniana ścieżka dźwiękowa, która do spolki z montażem,
daje w efekcie sceny raz godne Słonecznego Patrolu, raz filmów
dokumentalnych. Twórcy filmu nie udają niczego. Dobrze się bawią
wrzucając nas w wir pokręconej akcji, w której rozum śpi, a budzą
się rekiny.
Obecność
w tym filmie Dolpha Lundgrena wpisuje się w tendencję
zapoczątkowaną przez Rekinado, które paradoksalnie przywróciło
do łask dawno zapomniane gwiazdy z Tarą Reid i Ianem Zieringiem na
czele. Rekin z jeziora co prawda, nie powtórzy wielkiego sukcesu
filmu stacji The Asylum, niemniej jednak będzie niezapomnianym
punktem na gruncie filmografii szwedzkiego gwiazdora. Czasami trzeba
olać klasowy system świata filmu, nawet jeżeli tylko po to, aby
mieć za co zapłacić rachunki. Rekin z jeziora to historia, o
której zapomnicie, pięć sekund po wyłączeniu playera, niemniej
jednak do tego czasu, przy odrobinie dystansu, będzie bawić się
znakomicie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz