środa, 10 lipca 2013

World War Z - recenzja


Dzięki uprzejmości Cinema City Polska udało nam się zobaczyć film World War Z - czyli nowe widowisko o zombie z Bradem Pittem.

Jako wielki fan żywych trupów zacznę dwoma sprzecznymi opiniami: podobało mi się oraz że to nie jest czystej krwi film o zombie.

Word War Z to ekranizacja książki World War Z: An Oral History of the Zombie War opowiadająca historię Gerrego i jego rodziny. Gdy rozpoczyna się plaga wścieklizny i większość ludzi na świecie zostaje przemienionych - pracownik ONZ (Gerry właśnie) musi wyruszyć na poszukiwanie sposobu powstrzymania epidemii.

Nie będę się wypowiadał jak został oddany film względem książki - bo tego po prostu nie wiem. Skupię się natomiast jak został nakręcony film - względem popkultury żywych trupów.

Word War Z miał od samego początku gigantyczne problemy. Gdy szefowie wytwórni zobaczyli naprędce zmontowany film - kazali wyrzucić do kosza 90% materiału i nagrać je od początku. Natomiast gdy Brad Pitt obejrzał zakończenie - wymusił całkowitą zmianę na inne. Wychodzi na to, że WWZ został nakręcony dwa razy!

Na dobre mu to jednak wyszło. Trzeba oczywiście pogodzić się z tym, że film jest całkowitym wakacyjnym hitem. Jest lekki, szybki i dla wszystkich.

To ostatnie przekłada się na prawie zerową ilość krwi. Nie ma tu flaków, nie ma jedzenia mózgów. Przemoc owszem jest, samochody tratują ludzi - ale wszystko jest bardzo ugrzecznione i dynamicznie zmontowane.

Same zombie podczas oglądania trailerów wydawały mi się za szybkie i jakieś dziwne. Wtapiając się w całą historię, wielokrotnie powtarzającą słowo "wścieklizna", oraz ideologię samego zarażania - okazuje się że wszystko jak najbardziej pasuje. Zombiaki cechuje po prostu czysta ludzka agresja, dlatego biegają, skaczą i ślepo obijają się o przeszkody. Serio - tutaj zombie nie wyrabiają na zakrętach i walą się przy pełnej szybkości o ściany - i to jest fajne. Widać ich ludzkie odruchy, niedoskonałości i prawie można im współczuć. Współczujemy też żywym - ponieważ dosłownie skaczące na człowieka potwory zachowują się mimo małej ilości wspomnianej krwi i flaków bardzo brutalnie.

Ważnym elementem jest też to, że nie śledzimy tu grupy osób. Nawet wers mówiący o rodzinie Gerrego jest trochę przesadzony, ponieważ dość szybko się rozłączają. Tak więc całe widowisko oparte jest na grze Brada Pitta - która jest świetna. Uwielbiam tego aktora i nigdy nie mogłem mu czegoś zarzucić.

Muzyka może trochę męczyć, przez ostatnie miesiące wszystkie nowe filmy zamiast ścieżek dźwiękowych mają różne wersje mocarnego "plum" dobrze słyszanego na trailerach. Tak więc po prostu narastający szum ma nas zaniepokoić. I w sumie niepokoi - ale ile mozna.

Film na tle innych produkcji o zombie wypada zdecydowanie "najżywej" - wartka akcja, dużo wybuchów, pościgów. Z drugiej strony mało zombie (chociaż bywają sceny gdzie są ich tysiące) oraz bardzo mało krwi i wszystkich smaczków które pokochaliśmy przez lata.

WWZ podobno ma być wstępem do trylogii - i jeśli patrzeć na to w ten sposób - sprawdza się nieźle. Jeśli w tego typu obrazach szukasz za każdym razem czegoś nowego - film jest dla Ciebie. Jeśli chcesz powielać ciągle historię grupy przypadkowych znajomych i powolnych zombiaków - odpuść. Pamiętaj tylko że w najbliższym czasie nie zanosi się na nic lepszego niż World War Z.

Ocena dla fanatyków zombie movies z otwartym umysłem: 8/10

Za zaproszenie na film dziękujemy Cinema City Poland.


3 komentarze:

  1. Wreszcie jakaś normalna recenzja :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, dziwią mnie ogólne pochwały lecące w kierunku tego filmu. Byłem na nim dwa dni temu (też napisałem recenzję) i jest to jeden ze słabszych filmów jakie ostatnio widziałem (nawet Iron man 3 był lepszy).

    OdpowiedzUsuń
  3. Widocznie każdy ma inne oczekiwania, aczkolwiek czysto technicznie nie idzie się za bardzo przyczepić. I tak się powinno patrzeć, a nie "podoba mi się lub nie podoba".

    OdpowiedzUsuń