piątek, 22 czerwca 2012

Czarnobyl: Reaktor Strachu - recenzja

Opowieści o skażonym przez awarię reaktora atomowego mieście nie ma w filmach dużo. Cała filmografia raczej skupiła się na dokumentach obrazujących rozmiar tragedii. Dlaczego więc nie odejść od schematu i zrobić o tym filmu? A najlepiej horroru.

Kilkoro znajomych objeżdżających Europę daje się namówić na ekstremalną wycieczkę do skażonego miasta: Prypeci. Przez dwie godziny mają zwiedzić opuszczone bloki, po czym radośnie udać się w drogę powrotną. Niestety urocza wycieczka zamienia się w koszmar gdy psuje się samochód, a na opustoszałe ulice wychodzą watahy głodnych psów. Dodatkowo dość szybko okazuje się, że to jednak nie zwierzęta są największymi wrogami na terenie opuszczonego miasta....

Zacznijmy od techniki filmu, bo z tym ja i moja kinowa partnerka mieliśmy duży problem. Początkowo film stara się udawać formę dokumentu który jest kręcony przez bohaterów. Oznacza to że nie tylko kamera mocno trzęsie, ale mamy duże wrażenie że jest dodatkowa osoba trzymająca tę kamerę. Ja miałem wrażenie że bohaterowie nawet z nią rozmawiają by... potem kompletnie wszystko zignorować. Raz jest kamera z ręki, raz są profesjonalne ujęcia - i nie ma tej osoby niosącej sprzęt. Na dużym ekranie bujało aż za bardzo i utrudniało to oglądanie.

Scenariusz jest kolejną bzdurą o wycieczce w nieznane. Jeśli macie dość "rozdzielmy się", lub "wyjdę z samochodu aby sprawdzić te podejrzane dźwięki" które niestety powiela w kółko amerykańskie kino grozy - nie jest to film dla Was. Naprawdę od błędów logicznych, zachowań postaci czy niezrozumiałych sytuacji (skąd oni wzięli drugą latarkę, co tam w ogóle się stało?) może zawrócić w głowie bardziej od rozchwianej kamery.

Muzyki nie ma.

A co z grozą, bo przecież to horror? Tutaj totalne zaskoczenie, ponieważ siedzieliśmy w kinie zasłaniając twarze i obgryzając paznokcie. Wszystkie chwyty zastosowane w "Czarnobylu" były świetne. Nie ważne czy jest dzień, czy wszystko rozgrywa się w piwnicy - baliśmy się jak cholera. Trudno nam powiedzieć czy straszyły nas mocniej "wyskakiwajki", czy poczucie zagrożenia poprzez brak wiedzy co atakuje bohaterów, czy też że w sumie taka historia mogłaby spotkać każdego z nas. Straszenie to mocne 5/5 i większość osób w kinie również prawdopodobnie jest takiego zdania.

Oglądam horrory od wielu lat, z reguły się nie boje. Tutaj się bałem i to bardzo. Osaczenie było tak silne że odetchnąłem z ulgą gdy film się już skończył.

Jeśli liczycie na scenariusz - odpuśćcie. Jeśli liczycie na coś co Was na maksa przerazi - jest to film dla Was - nawet pomimo słabej scenariuszowo otoczki.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie jednak kiepsko straszyl. Zasugerowalem sie recenzja i to byl blad. Tak jak autor pisze - scenariusza nie ma, gra aktorska tez raczej niszowa. Co do elementow grozy - poczatek z wyskakujacym misiem na plus, zniszczony samochod rowniez. W momencie ujawnienia sie glownych maszkaronow - serio? Taki temat, takie mozliwosci, a poszli najprostsza linia oporu. Jakbym ogladal ponownie "wrong turn" czy "hills have eyes", tylko z mniejsza iloscia flakow. A juz koncowe sceny (SPOJLER) - bieganie przy reaktorze powodujace momentalnie chorobe popromienna w zamierzeniu majace straszyc, w praktyce mialem opad szczeki i jedno wielkie wtf na twarzy. A juz scena podsumowujaca (ta z generalem czy kto tam byl, kiedy postac wrzucaja do komory pelnej ludzi-mutantow) to taka sztampa, poczynajac od realizacji (widoczna inspiracja kultowa scena z winda z resident evil), na ladunku "grozy" konczac.
    Przez niewykorzystanie potencjalu drzemiacego w temacie i maksymalnie sztampowa historyjke nie polecam. Byla cala masa o wiele lepszych horrorow w tym roku.

    OdpowiedzUsuń